czwartek, 5 marca 2015

2

Mam w głowie scenkę z niedawnego wyjazdu na narty z dziewczynami.
Zuza, która nienawidzi jeździć wężykiem za instruktorem, postanowiła wyrwać się sama "na krechę".

Dojechałam do niej w samą porę żeby usłyszeć jej zachwycone:

"Czy czujesz tą wolność?"


Córeczko, dzis troche poczułam.

1

Ciekawe ile to już "pierwszych" notek za mną. W głowie mam przynajmniej 3 :)
Samo chodziło po głowie już jakiś czas, dodatkowo blogi które czytam od lat przechodzą w większości jakieś kryzysy pisania i z braku laku czuję niedosyt.
I jeszcze Karola mi nagadała więc postanowiłam nieśmiało popisywać od czasu do czasu.

Bez wstępów i przedstawiania. Kto wie, to wie, a kto nie to niech nie idzie na łatwiznę i spróbuje poznac po "owocach" (czy jakoś tak szło).

Dziś rozpoczęła się reszta mojego życia. Górnolotnie brzmi a sprowadza się do kasy, więc z góry uprzedzam, że nie ma szans na duchowe uniesienie.
Przyszły podwyżki...i jak zobaczyłam swoją to naprawdę zrozumiałam co czują emeryci przy rewaloryzacjach. Normalnie człowiek siedzi i nie wie gdzie tę całą kasę upchać.
Całe 141zł brutto!!!!!!!!!!!!!

Nosz urwa mać, to na tyle moich 67godzinnych tygodni roboczych, zarwanych nocy i takiego napięcia w plecach, że najlepsi fizjoterapeuci wymiękają.
KONIEC.

To było przysłowiowe (chociaż w sumie to chyba nawet bardzo dosłowne) kopnięcie w tyłek, żeby wreszcie przestać się bać i iść na swoje.

Więc podjęłam decyzję i idę. Nie będzie lekko, ale dalej już nie dam rady nie zmieniając nic. Moje dzieci zasługują na mamę która bedzie wycierac nosy po nieudanych klasówkach i niepokojach młodych serc, na mamę która przyjdzie na kolejny występ w szkole i znajdzie czas na poczytanie książki przed snem.
Od paru dni znów dziewczynom czytam i śmiejemy się do łez czytając jak niejaka Zuźka D. Zołzik idzie do pierwszej klasy. Zbyt dużo wieczorów zmarnowałam na durne tabelki.

Dziś odpuściłam...jakie to było cudowne...wreszcie znalazłam czas na zamówienie zaproszeń na komunię, ułożenie menu. Podliczenie klasowej kasy (bo przecież durna zgłosiłam się na skarbnika) i ustalenie planu na kolejne tygodnie. Po raz pierwszy od dawna schodziłam w południe po kawę z uśmiechem łapiąc po drodze Matiego, a mój wzrok nie był rozbiegany (bo przecież kolejną tabelkę trzeba wysłać na teraz, zaraz). Czuję gdzieś w środku że to dobra decyzja. I nawet z podwyżki się śmieję, bo dzięki niej otrzeźwiałam natychmiast.